Obecnie, gdy ktoś mówi o filmie klasy B, ma na myśli po prostu kiepski film, tymczasem termin ten ma bardzo konkretną definicję i jest zakorzeniony w historii kina. Co więcej, niejeden tytuł z tego nurtu po latach uznano za kinowy klasyk. Filmy tego typu to integralna część kinowej tradycji, przede wszystkim amerykańskiej. Zapraszamy na nasz przegląd filmów klasy B.
Krótka historia filmów klasy B
Według najbardziej podstawowej definicji film klasy B to produkcja niskobudżetowa o charakterze komercyjnym. Co ważne, daleko jej do aspiracji artystycznych. W czasach tak zwanej Złotej Ery Hollywood (czyli okresu od końca lat dwudziestych do końca lat czterdziestych) terminem tym określano tytuły, które stanowiły część tak zwanych podwójnych seansów. Były to pokazy kinowe, podczas których prezentowano dwa odrębne tytuły. Film tego typu w tym wypadku był tym o mniejszym budżecie i co za tym idzie, o gorszej jakości wykonania.
Filmy klasy B w erze telewizji
Złota Era Hollywood przeminęła, podwójne seanse stały się mniej popularne, a co najważniejsze – do domów widzów wkroczyła telewizja. To wszystko sprawiło, że filmy klasy B nieco zmieniły swój charakter. Od lat pięćdziesiątych były to z jednej strony filmy telewizyjne o jakości dużo niższej niż te kinowe, a z drugiej strony filmy przeznaczone do projekcji kinowych, jednak niskobudżetowe, w których grali gorsi aktorzy i tworzone przez drugoligowych reżyserów i scenarzystów.
Od westernu po horrory
Jakie gatunki filmowe można znaleźć wśród filmów klasy B? Jak nietrudno się domyślić, próżno szukać wśród nich ambitnych artystycznych dramatów czy kina psychologicznego. Najczęściej produkcje tego typu to gatunki kina popularnego, pełne akcji. W czasach Złotej Ery Hollywood wśród filmów gorszego sortu powstawało wiele westernów. Niejednokrotnie były to tytuły stanowiące części serii filmowych, w których przykładowo dany aktor powracał wielokrotnie, by wcielać się w tego samego bohatera. Za swoistą kontynuację westernów klasy B przez pewien czas uważano choćby włoskie spaghetti westerny. Ostatecznie jednak wiele tytułów z tej kategorii, których twórcami byli tacy reżyserzy jak Sergio Leone czy Sergio Corbucci, zdobyło rangę klasyków gatunku.
Zmiana postrzegania filmów klasy B
Lata pięćdziesiąte i kolejne przyniosły dreszczowce, horrory czy tytuły z gatunku science-fiction, które zaczęły dominować kino drugiej kategorii. Większość z nich to produkcje mizernej jakości. Jednak wśród filmów klasy B odnaleźć można również tytuły, które osiągnęły niemały komercyjny i artystyczny sukces. Wszystko za sprawą faktu, że „klasa B” w ciągu lat ewoluowała i w pewnym momencie przestała oznaczać tylko niską jakość. Mogła także oznaczać, że twórcy takich filmów nie są skrępowani scenariuszowymi czy gatunkowymi schematami. To w połączeniu z niskim budżetem niejednokrotnie dawało ciekawy efekt w postaci kina, które z jednej strony mogło wyglądać tanio i prosto, ale z drugiej strony było pomysłowe i oferowało niezłą rozrywkę.
Filmy klasy B, które warto zobaczyć
O jakich tytułach mowa? Warto w tym miejscu wskazać kilka produkcji z gatunku horroru i science-fiction, które dziś mają status kultowych, a ich twórcy zrobili niemałą karierę w przemyśle filmowym. Pierwszy tytuł klasy B wart sprawdzenia to „Noc żywych trupów” George’a A. Romero z 1968 roku. Opowieść o grupie osób ukrywających się w domu przed inwazją zombie idealnie przekuwa niedostatki filmów klasy B w zalety. Ograniczenie akcji do małej przestrzeni pogłębia klaustrofobię i atmosferę lęku. Obraz o nie najlepszej jakości w czerni i bieli nadaje filmowi brudnego i odrealnionego charakteru. Brak skomplikowanych efektów specjalnych nie stanowi ujmy dla fabuły, lecz nadaje całości unikatowego klimatu.
Horror Sama Raimiego
Romero po latach nakręcił jeszcze dwie udane kontynuacje – „Świt żywych trupów” w 1978 roku i „Dzień żywych trupów” w 1985 roku. Jednak nie on jedyny stworzył kultowy horror klasy B. Wśród najwybitniejszych przykładów tego typu kina wypada także wymienić „Martwe zło” Sama Raimiego z 1981 roku. Opowieść o grupie młodych ludzi, którzy w domku w górach przywołują do życia demony i walczą o ratunek. Film, w którym niski budżet widać w każdym kadrze, jednak wyobraźnia dwudziestoletniego Raimiego sprawia, że wykreowany przezeń świat angażuje i fascynuje.
Filmy sci-fi z Kurtem Russellem i nie tylko
W kategorii science fiction wypada wymienić filmy Johna Carpentera, w tym odznaczające się świetnym scenariuszem „Coś” z Kurtem Russellem z 1982 roku opowiadające o grupie naukowców walczących na Antarktydzie ze zmiennokształtnym kosmitą czy rok wcześniejszą „Ucieczkę z Nowego Jorku” z tym samym aktorem w roli głównej. W tym drugim dobrym filmie Russell grał żołnierza z futurystycznego świata, który musiał uwolnić prezydenta USA z gigantycznego więzienia dla przestępców znajdującego się na terenie Nowego Jorku. Inny ważny film Carpentera to „Oni żyją” (1988), w którym główny bohater odkrywa, że świat pełen jest przybyszów z kosmosu potajemnie rządzących ludźmi. We wszystkich dziełach Carpentera pomysłowość i umiejętnie budowanie klimatu skutecznie niwelowały wszelkie techniczne niedostatki.
Filmy klasy B – podsumowanie
Historia kinematografii przyniosła wiele tytułów wartych zobaczenia, także wśród filmów klasy B. Nazwiska Carpentera, Raimiego czy Leone bez wątpienia są znane każdemu kinomanowi, więc warto obejrzeć ich wspomniane dzieła, nie bacząc na zaszufladkowanie, które wszak jest bardziej określeniem gatunku, a nie oceną filmu.