Sformułowanie „filmy klasy Z” powstało w latach sześćdziesiątych jako termin określający filmy naprawdę złe. Takie, które za sprawą wątpliwych walorów scenariuszowych czy realizacyjnych nie mieściły się w kategoriach kina klasy B ani nawet klasy C. To filmy niskobudżetowe złe, tandetne i pod każdym względem fatalne – od budżetu i efektów specjalnych po fabułę i aktorstwo. Jakie są, choć brzmi to dziwnie, godne uwagi? Sprawdź!
Filmy klasy B a kino klasy Z
O ile filmy klasy B prezentują z zasady gorszą jakość niż pierwszoligowe kinowe produkcje, o tyle odznaczają się pewnym akceptowalnym poziomem. Zarówno w kontekście scenariusza, aktorstwa czy strony technicznej. Tymczasem filmy klasy Z to produkcje tworzone przez prawdziwych amatorów. Takie, w których wszystko – od wypowiadanych linijek dialogu po najprostsze kadry – jest nieudane. Sztuczni aktorzy, fatalny montaż, złe oświetlenie, niespójna fabuła… Filmy klasy Z to filmy złe w każdym elemencie.
„Najwybitniejsi” twórcy filmów klasy Z i ich produkcje
Choć filmy klasy Z to produkcje fatalne, niejednokrotnie ich twórcom trudno odmówić pasji (co w tym przypadku niestety nie idzie w parze z talentem). Tak właśnie było z jednym z najbardziej znanych autorów najbardziej mizernych tytułów w dziejach kina – Edem Woodem. Jeden z najbardziej znanych filmów Amerykanina – „Plan 9 z kosmosu” z 1959 roku – w opinii wielu ma status najgorszego filmu w dziejach. Tragiczne dialogi, kartonowa scenografia, błędy w montażu, czy idiotyczna fabuła to tylko początek katalogu wad tego „dzieła”. Kariera Wooda to dowód na to, że czasem nie trzeba być najlepszym, wystarczy być najgorszym. Reżyser doczekał się filmu biograficznego, którego reżyserem był Tim Burton, a w rolę filmowca wcielił się sam Johnny Depp.
Film klasy Z jako efekt… zakładu
Wśród najbardziej znanych filmów klasy Z można też wymienić „The Creeping Terror (1964) Arthura J. Nelsona czy „Manos: Ręce przeznaczenia” (1966) Harolda P. Warrena. Ten pierwszy oprócz tragicznej fabuły i efektów ma także specyficzne rozwiązanie polegające na dodaniu lektora dopowiadającego źle nagrane dialogi. Z kolei „Manos” to owoc… zakładu Warrena z przyjacielem, w ramach którego mężczyzna niemający nic wspólnego z kinem miał wyprodukować film. Cóż, zakład wygrał.
Filmy klasy Z, które… przynoszą wielką frajdę
Są filmy wybitne, kiepskie, złe i tak złe, że aż cudowne. Tak właśnie jest w przypadku kina klasy Z. Nierzadko realizatorska tandeta wkracza na takie poziomy absurdu, że wbrew pozorom seans fatalnego „dzieła” stanowi wyśmienitą rozrywkę pełną śmiechu. Dlatego prócz wyżej wymienionych polecamy jeszcze trzy inne wyjątkowe filmy klasy Z. Pierwszy z nich to „Zabójcze ryjówki” z 1959 roku. Już tytuł tego horroru brzmi absurdalnie. To historia grupy ludzi walczących z tytułowymi gryzoniami na pewnej wyspie. W wyniku nieudanego eksperymentu naukowego zwierzęta stają się ogromne i atakują ludzi. Absurd goni absurd, a krwiożercze bestie bardziej bawią niż straszą.
Tommy Wiseau i jego zasłużona sława
Kolejne dwa tytuły to produkcje bardziej współczesne. Pierwsza to prawdziwa legenda złego kina czyli „The Room” z 2003 roku w reżyserii Tommy’ego Wiseau. Teoretycznie film ten to dramat obyczajowy. Praktycznie – sklejka bezsensownych, beznadziejnie napisanych i odegranych scen. Wiseau to reżyser i scenarzysta oraz odtwórca głównej roli. O kulisach powstawania dzieła powstały książka, a także film, w którym w rolę Wiseau wcielił się James Franco.
Kino akcji i efekty naprawdę specjalne…
Wreszcie ostatnia propozycja klasy Z – „Samurai Cop” czyli niezwykle nieudany film sensacyjny z 1991 roku. Opowieść o policjancie znającym wschodnie sztuki walki to film nieudolnie powielający wszelakie klisze gatunkowe, a przy tym tragiczny pod względem realizacji. Dość powiedzieć, że w jeden ze scen walk aktorowi grającemu tytułową rolę spada peruka, czego nikt nie raczył wyciąć w montażu. Film do znalezienia z polskim lektorem (Tomaszem Knapikiem), co tylko pogłębia klimat absurdalnego seansu.
Filmy klasy Z – podsumowanie
Filmy klasy Z są niczym gabinet krzywych luster kinematografii. To przestrzeń, w której tradycyjne zasady tracą sens. To świat pełen nonsensów, ale zarazem pełen unikatowego kolorytu. Podróż do tego świata to wędrówka dla prawdziwych śmiałków. Zapuszczał się tam jednak niejeden, by spotkać się z zombie i innymi potworami w stylu pokracznego gore. Zaliczał się do nich choćby Quentin Tarantino nawiązujący do kultowych kiepskich filmów w swoich produkcjach. Filmy klasy Z tym samym, chcąc nie chcąc, pozostają ważną częścią kina.